Dojechala :-)
A z nia dojechalo wszystko - rower: caly; sakwy, nieokradziona, zdrowa, czerstwa, hoza i rumiana K wyladowala podniecona w Anchorage na Alasce i od wczoraj nie wierzy. Niechby ktos zadzwonil to odbiore telefon tylko po to, zeby powiedziec "przepraszam nie moge rozmawiac, bo jestem aktualnie na Alasce" hihihi ;-)
Na razie jak po masle - wlasnie jestem w domu u Larrego, ktory dobry czlowiek jest. Trafilam tu w nocy taksowka, a na drzwiach karteczka "welcome to our house, you're bedroom is downstairs".. rano dali mi kawe i sniadanie, w garazu sama zlozylam rowerek - cycus glancus, taka jestem zdolna, ze hoho ;-)
Dlubiac przy rowerze trzeba znac dwie zasady: 1. najawazniejsze narzedzie to mozg; 2. jak chcesz gdzies wziac, to musisz gdzies dac (to tez takie ogolnozyciowe, ale sprawdza sie bardzo przy reperowaniu rowerka itp)
No wiec, gory Chugach Mountains ledwo widac - bo tu od rana pada, chmury tu i tam. Jutro prawdopodobnie ruszam w trase. Dzisiaj jeszcze wieczorem moze wypuszcze sie downtown. Wokol domku Larrego stoja inne domki, a przed kazdym pick-up i inne autko. I tak poukladane wszystko i chcialoby sie tak miec ;-)
Zabieram sie za placenie promu - bo pierwsze giro di Alaska robie zgdonie z planem - po drodze jest kupa miejsc gdzie moge bezpiecznie przenocowac, wiec zamierzam to wlasnie zrobic.
Poza tym tak sobie chodze, patrze i mysle i tak mi sie czasem usmiechnie :-)
Gdy to pisze jest godzina 14.10.
sobota, 4 sierpnia 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Czerstwa ale hoża! Byle tak dalej!
Prześlij komentarz