WYPRAWA ROWEROWA - ALASKA 2007

wypedałowana przez: Bajkarola (dluuga gmail.com)


Artykuły potem były dwa, o tu: Magazyn Sportowy Styl: zima i wiosna 2008







Archiwum bloga

wtorek, 28 sierpnia 2007

o farbach i bezach

NIe wiem czy zdaze i czy dam rade przekazac wam to wszystko co sie we mnie rodzilo przez te pare dni, kiedy bylam kompletnie poza zasiegiem jakiejkolwiek cywilizacji.
Zrobilam troche notatek, nawiecej mam w glowie i tam to sobie zostanie. BYlo pieknie cudownie wspaniale! Czasami pod wiatr.

Medytacja? To takiefekt uboczny jazdy na rowerze. Jesli po jakims czasie jazdy orientujesz sie, ze nie patrzysz na licznik, nie patrzysz na Mile Posts (wskazniki milowe), tylko tworzysz sobie cos tam w glowie, to chyba jest jak medytacja.
Medytowalam sobie troche ;-), o tym, ze "ruch" to moje ulubione slowo-filozofia. Warunek wszystkiego, bodziec i wynik, zmiana, krok. Bezsilnosc jest moim zdanem najgorszym uczuciem, bo nie zawiera ruchu. Ruszajmy sie wszelako, mentalinie, fizycznie!

TAk bardzo nie chcialo mi sie jechac do Denali National Park. W ANchorage przed wyjazdem padalao. Bylam troche zmeczona. A tak bardzo tam pieknie. Tak jakbym dojechala do miejsca, ktore ktos zaprojketowal dla mnie. Zaprojektowal po drodze jesien. Absolutnie kocham jesien. Gdyby mozna bylo zjesc jesiuen to bym ja jadla non stop, pozerala bym jesien. Jesien po drodze do Denali wychodzila z zakamarkow mlymi listkami, pojedyncze zolte listki, potem kilka czerwonych, potem galezie. Kazdy nowy dzien, juz w Denali to byly nowe zolte drzewa, czerwone kempki jagod, pomaranczowe krzaczki. Jak wyjezdzalam dzisiaj rano to bylo tak pieknie: swiezo zolte drzewa, obok tych pomaranczowych, na tle intensywnych ciemnych zielonych iglastych, niebo takie niebieskie, jak na obrazkach dzieciecych, i biale chmury jak bezy, ktore mozna zerwac i slonce podswietlajace to wszystko. Jesli mozna zobaczyc Denali w najlepszym momencie - porze roku, z najlepsza pogoda - to wlasnie taki park zobaczylam. Jesli mozna gdziekolwiek na 90 milowej drodze wglab jakby innej planety zobaczyc Mount MCKInley, to wszedzie tam widzialam i MCKInley jest jak jeszcze wieksza beza - bielusienka na tle szarych blizszych gor. Zostalam w parku dluzej bo sie urodzila taka sposobnosc i polazilam troche po sciezkach i szlakach i pojechalam autobusem do konca parku i w ogole w ogole rozczulonam tym faktem, bo bylo pieknie pieknie pieknie pieknie...

Noce sa juz mrozne - nawet bardzo - zdazylo mi sie podygotac w namiocie. Dlatego teraz zostaje chwile w pobliskim hostelu - gdzie prysznic, gdzie lozko, gdzie Internet... ale wrocmy do Denali.

Poznalam alaskanska wersje Roberta Kincaida, z wiadomo ktorego filmu :-), tyle, ze on nie mosty fotografuje... Ech... Alaska jest pelna bardzoe ciekawych ludzi, ludzi, ktorzy sa tu z wyboru, zostaja tu wracaj tu, nikt im nie kaze. Ludzi, ktorzy posprzedawali swoje firmy, albo po rozwodach wyruszyli w wielomiesieczne wyprawy w RV i tak zyja i to ich satysfakcjonuje - brak planow, zobowiazan, godzin.

Chcialabym napisac jeszcze wiecej, ale ciagle wszedzie ogranicza mnie czas. W Anchorage bedzie bezplatnie za net - wtedy sie najwyzej jeszcze troche uzewnetrznie. Teraz moge jedynie w punktach zebrac rozne spostrzezenia:
- jestem typem utrzymujacym porzadek w namiocie
- kocham jesien -ale to wiadomo od zawsze, przeokrutnie ubostwiam jesien
- robienie sobie kanapek na droge uwazam za super pomysl, kanapki wlasne sa super
- przymarzniete siodelko rowerowe rano uwazam za oznake przymrozkow i wybaczam sobie zamarzniete stopy
- walke z porannym zimnem celem zrobienia sobie goracej kawy uwazam za wyzwanie z dobrymn celem
- garnki JL sa abslotnie przydatne - tylko ich uzywam!
- ruch - slowo klucz, metaforycznie i doslownie
- jak jestes sam na rowerze nikt Ci nie robi tunelu w powietrzu i czasami to jest okropne, takie parcie pod wiatr... takie parcie zniecheca
- dla mnie prawdziwa ALaska jest bardziej na polnocy

ZYje! Pieknie!

5 komentarzy:

Dexte-r pisze...

Wylookiwałem kolejnej notki no i jest. Cóż tu teraz powiedzieć.. Mądrze o tym ruchu, więc.. Keep on mooovin' :)

rafalgar pisze...

Pięknie, tak jesiennie. I jeszcze ta jesień... To może w środę na Giewont? Może tam też już..?

Karolina the bikerka pisze...

No wlasnie: we wrzesniu w srody chodzi sie na Giewont.. jesien mozliwe, ze juz tam poszla, nie wiadomo tylko czy w srode :). Trzeba bedzie sprawdzic czy na Giewoncie jest juz jesien :) i czy jest sroda :))

Anita dlugosz pisze...

Hej Karola:)
Mama Twoja podala mi adres bloga, wiec sie ujawniam. Mam nadzieje ze nie za pozno. Jak sie zdecydujesz na samochod, to pamietaj ze wiekszosc tutaj jest z automatyczna skrzynia biegow, tak zwane jedno nogie prowadzenie. Duzo latwiej sie jezdzi, ale jak wolisz manualna skrzynie biegow to musisz sie o to upomniec. :)))
Jak masz czas i ochote to zadzwon 1-347-901-7184(komorka, nie trzeba innych numerow wykrecac). Pozdrowienia i jestem pelna podziwu twoich wyczynow. Moj e-mail adlug@hotmail.com

Ciec Borowy pisze...

Ten post to kwintesencja rowerowania. Tak wlasnie jest. Otwarcie na swiat, wolne mysli i przemyslenia, obok podjadania widokow.

Gratuluje wyprawy, szkoda tylko ze nie podsumowalas co bylo naj naj, pomogloby planowac innym. ;)

Pozdrawiam.